wtorek, 1 października 2013

Braveheart

W drodze do pracy całkowicie zapomniałam sprawdzić, czy wciąż trzymają liczbę statystyk dni bez wypadku. No, nic. Sprawdzę jutro. A, więc weszłam do budynku zmachana, bo oczywiście biegłam. Muszę koniecznie zmolestować Cruellę, żeby wydała mi kartę wejścia.

Weszłam do szatni z postanowieniem, że jak tylko pojawi się Książę to powiem mu 'cześć'. Oczywiście już byłam pewna, że to zrobię. Rozgrzewałam się, ćwiczyłam partie sopranów i pełna zapału i odwagi oczekiwałam pojawienia się Księcia Adama. Spojrzałam na zegarek i wiedziałam, że w tym momencie pojawi się w drzwiach. I faktycznie, wszedł, a gdy ja zapowietrzałam się, żeby powiedzieć mu 'cześć' okazało się, że idzie w towarzystwie kolegi. Powietrze zeszło ze mnie momentalnie i skurczyłam się jak przebity balonik. Pogratulowałam sobie w myślach całego pomysłu i pocieszyłam się, że przynajmniej nie wyszłam na debila. Ta cała sytuacja z rana dała mi do myślenia na cały dzień. Ja i moja analityczna natura.

Weszłam na halę i odszukałam swoją kartkę ze zmiany. Wpisałam grzecznie godziny wejścia i wyjścia z roboty i ruszyłam do swojego stanowiska. Pracowałam dzisiaj z Teresą, Eweliną i Martą, ale tę pierwszą już po godzinie oddelegowano do innego zespołu. Na szczęście i nieszczęście nie musiałyśmy się spieszyć z wykonaniem orderu. Spokojnie, już wyjaśniam.

Na szczęście - bo nie musiałam zapierdalać jak murzyn w niewoli. Moje ręce odpoczęły po wczorajszej męczarni, a i team leaderzy przestali nad nami wisieć i narzekać, jakie to mamy wielkie opóźnienia.

Na nieszczęście - bo moje myśli pozostawały wolne i swobodne, a więc mimochodem okręcały się wokół Księcia, którego miałam dość. Czemu dość? Zaraz opowiem. W sumie nie zrobił nic złego. Poza tym, że w ogóle pojawił się w moim życiu i jak huragan przewrócił je do góry nogami.

Jakie jest przeciwieństwo sześciopaku u mężczyzny? Ryś z wąsami. Sama nie wiem, dlaczego właśnie tak, ale zalewałam z tego cały dzień. Po prostu nie mogłam przestać się śmiać. Nie mogłam, dopóki nie ujrzałam Księcia. Mój humor momentalnie się pogorszył, a ja, żeby nie wyjść na psychopatyczną fankę, po prostu chodziłam wyniośle, z wysoko podniesioną głową.

Rozmyślałam o nim i rozmyślałam, aż mnie rozbolała głowa. Co takiego wymyśliłam...? Koniec z Księciem. Będzie pojawiał się w opisie dnia, ale ja z nim skończyłam. Wszystko, co opiszę odnośnie K. Adama będzie jedynie w mojej głowie. Jeżeli coś poczuję to, to opiszę, jednak nie biorę pod uwagę żadnego nawet cienia możliwości nawiązania z nim kontaktu. Niestety, wiara we własne siły została wyczerpana. Wyjechałam z Polski do Anglii, mieszkam z, na dobrą sprawę, obcymi ludźmi, poruszam się po dzikim terenie, płacę inną walutą i pracuję w fabryce lamp. Mojej pewności siebie i wiary we własne siły i własną wartość zabrakło na życie miłosne. Teraz albo ktoś zainteresuje się mną i do mnie zagada, albo zostanę samotna. Po prostu wyczerpałam zapas 'szczęścia jak chuj'.

Zachowuję się infantylnie, gdy o nim rozmawiam, a przecież nie jestem już dzieckiem. Pora dorosnąć i przestać działać innym na nerwy. 

Widziałam się z Shewolf. Troy wyjechał do Londynu na egzaminy. Ma zostać trenerem personalnym.
- Musisz się czuć samotna - rzuciłam do niej i uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Nie - odparła wyszczerzona. - Wróci niedługo, poza tym mam z kim gadać - dodała i puściła mi oczko.
- Wychodzisz? - zapytałam, a wewnątrz czułam się dumna, że moja Shewolf jest silna i wcale nie uzależniła się od swojego chłopaka.
- Tak - odparła. - Chodź ze mną. Na zewnątrz jest na prawdę przyjemnie - uśmiechnęła się i pociągnęła mnie do wyjścia.
- Tak - odpowiedziałam, ale po chwili wyrwałam się z jej uścisku. - Nie - spojrzała na mnie zagubiona. W mojej głowie pojawiło się wspomnienie Księcia Adama wychodzącego na zewnątrz kilka minut temu.
- Rozumiem - zaśmiała się i wyszła, a ja wzięłam swoje śniadanie i dosiadłam się do 'polskiego' stolika.

- Jutro widzę was na nadgodzinach - rzucił Pan Smiley i puścił nam oczko. Skinęłyśmy głowami ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust, ale gdy tylko odszedł prychnęłyśmy pod nosem.
- Tak, na pewno - zaśmiała się Ewelina.
- No, raczej - żachnęła się Marta i zgromiła nas wzrokiem.
- Nie patrz na mnie - rzuciłam i wepchnęłam kabel w plug 'a. - Ja przyjdę.
- Liczy się zapał - przedrzeźniała Pana Smiley 'a Ewelina. Wszystkie trzy dostałyśmy w efekcie głupawki i do końca dnia musiałam co chwila latać do łazienki, bo mój pęcherz nie wytrzymywał takiej dawki dobrego humoru.

Dzień zakończył się w pewnym sensie smutno. To tak, jakbym zerwała z Księciem. Trudno, życie. Nie kocham go, bo go nie znam, ale wiem, co się dzieje z moim ciałem, gdy go widzę. Czas pokaże, na ile moje decyzje coś znaczą. 




1 komentarz:

  1. Hmm... z dnia na dzień coraz ciężej się komentuję, bo nie chcę za każdym razem powtarzać tego samego, a jak już wczoraj wspominałam ciężko tutaj oceniać fabułę... Mogę jedynie powiedzieć: 'Angie? Czemu nie poszłaś z Shewolf?' ;D

    OdpowiedzUsuń